sobota, 14 stycznia 2012

Wyostrzona rzeczywistość w wielkoformatowej postaci

Gdy ktoś pierwszy raz widzi zdjęcia Annie Leibovitz czy to przedstawiające Demi Moore w zaawansowanej ciąży, czy to Hilary Clinton albo Whoopi Goldberg w wannie mleka, może odnieść wrażenie że to kolejne fotosy z sesji zdjęciowej dla kolorowego magazynu. Za nimi jednak stoi pewna prawda – inna wersja rzeczywistości. Dlatego problem z fotografiami Leibovitz czy Toscaniego polega na tym, że nie są one kopią rzeczywistości, a raczej jej alternatywnym oryginałem. Tym co znajduje się pod powierzchnią pozoru. Choć wydawałoby się że te „obrazki” są właśnie takie błahe i puste. Jak szereg im podobnych w tysiącu tabloidów o „gwiazdkach Hollywoodu”.

Susan Sontag, wieloletnia partnerka Annie Leibovitz (znanej z portretów celebrytów których nienawidzi, dlatego na jej fotografiach STAJĄ SIĘ ludźmi), przyrównuje obrazy fotograficzne do powieściowego chwytu Balzaka. Polega on na wyolbrzymianiu szczegółów niczym w powiększeniu fotograficznym. W ten sposób uzyskiwał on wyrazistość, fotograficzną głębię ostrości, czyli prawdę o danej postaci. Ta mogła się ujawnić dzięki pojedynczemu materialnemu szczegółowi, choćby najbardziej błahemu i pozornie przypadkowemu.
Od połowy kwietnia do połowy maja tego roku na parkanie Ogrodu Botanicznego w Warszawie można było oglądać pierwszą od końca lat 90. wystawę zdjęć Leibovitz w Polsce, pochodzących z serii „Kobiety”. Sama artystka zażyczyła sobie by projekt miał charakter plenerowy, a prezentowane prace były powiększone do wymiarów 130 na 180 cm - formatu, w którym nigdy wcześniej nie były pokazywane. Dzięki czemu wystawa i przedstawione na niej piękne kobiety od razu przyciągały wzrok przechodniów.
Leibovitz odchodzi od przedstawiania kobiety postrzeganej przez oko męskiego fotografa. W jej pracach kobieta nie jest przedmiotem seksualnego pożądania, jest podmiotem – kimś niezależnym, dumnym ze swoich własnych dokonań, których nie zawdzięcza żadnemu mężczyźnie. To kobiety pełne pasji, po raz pierwszy pokazane nie poprzez pryzmat swojego pięknego ciała, a kontekst zawodowy. W tym sensie Leibovitz zmienia rzeczywistość. Problem przez nią poruszony jest jak najbardziej realny, aktualny. Mówi się dużo o parytetach w Sejmie, zrównaniu (lub choć zmniejszeniu różnicy) płac kobiet i mężczyzn, o prawach kobiet do decydowania o własnym ciele. A tak naprawdę niewiele zmienia się w tej kwestii. Może zdjęcia nie zmienią rzeczywistości, ale poprzez zwrócenie na siebie uwagi rozpoczną społeczną dyskusję.
Na 33 pokazanych w Warszawie portretach sportsmenki są dumne ze swoich ciał i osiągnięć, artystki ze stworzonych dzieł, pisarki z książek, rzeźbiarki z posągów, lekarki z udanych operacji, a kobiety na wysokich politycznych stanowiskach z przeprowadzonych misji. Na kolejnych zdjęciach zobaczyć można było m.in. amerykańską Sekretarz Stanu Hillary Clinton poprawiającą tekst przemówienia, ordynatora oddziału chirurgii onkologicznej Alison Estabrook po zakończonej operacji, sędzie Sądu Najwyższego: Ruth Bader Ginsburg i Sandrę Day O'Connor, tenisistki Venus i Serenę Williams. Z kolei Condoleezza Rice, otoczona na zdjęciu przez mężczyzn współtworzących gabinet prezydenta Busha, to pewnego rodzaju komentarz do tej wystawy. „Fakt, że jest ona otoczona mężczyznami pokazuje, że chociaż kobiety przeszły długą drogę to jednak nasze społeczeństwa mają jeszcze wiele do zrobienia w tej dziedzinie” - powiedział otwierając wystawę Lee Feinstein, Ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce.
Włoski fotograf Olivier Toscani również wpisuje się w tzw. fotografię społeczną. W latach 1982 - 2000 współpracował z popularną marką ubrań – United Colors of Benetton. Często pojawiają się opinie, że jego twórczość nie niosła za sobą większego sensu, a on robił to jedynie dla sukcesu komercyjnego. Toscani jednak zaprzecza i wyjaśnia, że praca w reklamie była dla niego sposobem na dotarcie ze swoim przekazem artystycznym do szerszego grona odbiorców.
Fotografia, dzięki której stał się rozpoznawalny, przedstawia całującą się nietypową parę - księdza i zakonnicę. Powstała w 1991 roku, czyli w okresie, w którym szeroko pojęta wolność słowa (i obrazu) dopiero raczkowała. W kraju tak katolickim jak Włochy, czy Polska, reklama ta nie spotkała się z pozytywnym odbiorem. Zakazano publicznej prezentacji tego zdjęcia w obu krajach – we Włoszech nie pojawił się ani jeden billboard, natomiast w Polsce plakaty zniknęły po 24 dniach w Warszawie i po 3... godzinach w Katowicach.
Czy od tamtego czasu coś się zmieniło w postrzeganiu tego typu reklam? Czy dziś tego typu kontrowersyjne plakaty mogłyby zawisnąć w tak konserwatywnych dalej krajach jak Włochy i Polska?
Chyba coś się powoli zmienia, skoro w polskim Sejmie mamy obecnie transseksualistę z konserwatywnego Krakowa i zdeklarowanego homoseksualistę. Ale to pewnie daleko idąca interpretacja z mojej strony, że to fotografia pełniąc rolę opinii społecznej w wielkoformatowym wydaniu, mogła się po części przyczynić do tej drobnej zmiany rzeczywistości. A raczej nie zmiany, a do ukazania jej głębi ostrości.


Wystawa "Kobiety" Anne Leibovitz, Warszawa 2011