poniedziałek, 28 lutego 2011

Jak kobiety rozbudzały wyobraźnię konsumentów Belle Epoque…

           Piękne, atrakcyjne, wyidealizowane, aktorki i artystki, w początkach sztuki plakatu, kusiły i zachęcały np. do wizyty w słynnym klubie Moulin Rouge. Na paryskie, czy też wiedeńskie ulice, trafiły za sprawą prawdziwych pionierów reklamy: Henri Toulouse-Lautreca i Alfonsa Muchy.


            Ich droga do sławy miała jednak gorzki posmak z lekką nutką przysłowiowego łutu szczęścia.
            U szlachetnie urodzonego Henri, gdy był nastolatkiem, wykryto kruchość kości, która to wada była przyczyną nie tylko licznych złamań, ale też tego, że chłopiec przestał rosnąć. W czasie kolejnych rehabilitacji powypadkowych, młody szlachcic, poza zajmującymi lekturami, zaczął malować. Nikt jednak nie przypuszczał, że w przyszłości to hobby stanie się jego głównym zajęciem, dzięki któremu jego nazwisko stanie się rozpoznawalne, nie tylko w arystokratycznych kręgach. Popularność przyniósł mu plakat wykonany na zamówienie Charles’a Zidlera, mający rozsławić klub Moulin Rouge. Dzięki niemu właśnie, z dnia na dzień, 27-letni wówczas Toulouse-Lautrec stał się sławny. Nie tylko na salonach. Mówili o nim wszyscy paryżanie, którzy tylko ujrzeli „dzieło” młodego artysty na miejskich murach. To on sprawił, że traktowana do tej pory jako „artystyczna chałtura”, sztuka plakatu zyskała wyższy status – wyjęto ją z szufladki przeznaczonej dla twórczości niższego rzędu.
            Alfons Mucha natomiast, od kiedy pamięta, trzymał w ręku ołówek, czy też pędzel. Krąży nawet anegdotka, że rysować zaczął zanim nauczył się chodzić. Matka przywiązywała ołówek do szyi małego Alfonsa, aby mógł swobodnie tworzyć swoje pierwsze prace. Szkoda jedynie, że w zasadzie żadna z nich nie zachowała się do dziś. Najwcześniejszy rysunek pt. „Ukrzyżowanie”, jaki przetrwał, powstał, gdy młody Mucha miał 8 lat. Goryczką, jaką spożyć musiał Mucha, było odrzucenie jego kandydatury do praskiej Akademii Sztuk Pięknych. W uzasadnieniu napisano: „Lepiej postaraj się znaleźć sobie inną profesję, w której będziesz bardziej użyteczny.”. Była to dla niego naprawdę gorzka lekcja życia. Talentu i samozaparcia mu jednak nie brakowało. Pracował jako malarz sceniczny dla Ringtheater, następnie zatrudnił go Count Khuen Belasi. Mucha miał zająć się zaprojektowaniem wystroju wnętrz zamku pana hrabii w Emmahof. Wtedy to też zainteresował się nim brat arystokraty i objął nad nim wieloletni mecenat. Dzięki temu Mucha trafił pod skrzydła monachijskiej, a następnie paryskiej Akademii Sztuk Pięknych. Aż w końcu, grudniową porą roku 1894 doszło do przełomowego spotkania z piękną aktorką i femme-fatale, Sarą Bernhardt Począwszy od roli Gismondy w sztuce Sardou, przez kolejne pięć lat malował jej kolejne wcielenia aktorskie.
            Mało kto wie, że ci dwaj panowie to nie tylko „reklamożercy”, żyjący z tworzenia plakatowych serii do użytku publicznego, które były ich głównym zarobkiem. Byli również wspaniałymi malarzami (nocnego życia Belle Epoque i nie tylko). Sam Mucha znany jest również z tego, że projektował wystroje wnętrz i przedmioty codziennego użytku (tzw. „małe dzieła sztuki”, jak meble, biżuteria, znaczki pocztowe). Jak sam mówił, chciał dostarczać ludziom codzienne dawki piękna w formie przedmiotów zniewalających swoją olśniewającą estetyką: „Moim szczęściem było, iż udało mi się tworzyć sztukę dla człowieka na ulicy, a nie tylko dla salonów. Moje prace nie były drogie. To znaczy, że były dostępne tak samo dla biedniejszych rodzin, jak i dla tych zamożnych.”.
            Style obu panów były bardzo wyraziste. Toulouse tworzył plakaty niezwykle proste i zwięzłe, oparte na przetworzeniu najbardziej znaczących elementów i obecności wielkich płaszczyzn, wypełnionych żywymi i intensywnymi kolorami. Dzięki temu wzbudzały one zainteresowanie publiczności – przechodniów, którzy zauważali je już z daleka. To właśnie Toulouse otworzył epokę nowoczesnej, intensywnej reklamy, w której najważniejszy stał się obraz.
            Mucha natomiast wypracował styl, dający początek paryskiej secesji. „Le Style Mucha” łączył w sobie elegancję, przepych i dekoracyjność. Z jego plakatów artystycznych i reklamowych spoglądały piękne i powabne kobiety „w girlandach ornamentów o secesyjnie wysublimowanych liniach”. To, co istotne to fakt, że Mucha zdawał sobie sprawę, iż oddziałując na wyobraźnię (zwłaszcza męskiego) odbiorcy, wzmacnia atrakcyjność reklamowanego produktu. Dziś z pewnością byłby rozchwytywanym art directorem – szefem działu kreacji, a sieciowe agencje reklamowe biłyby się o niego. Czy Mucha skusiłby się na taki lukratywny kontrakt?
            Dlatego też pozostaje wciąż pytanie: czy sztuka plakatu rzeczywiście zasługuje na miano sztuki? Czy przez jej komercyjny aspekt nie utraciła swojego artystycznego wymiaru? Czy sztuka może zamieszkać na ulicy, czy też jej miejsce jest tylko w „hermetycznych” muzeach? Nie ma gotowej odpowiedzi. Sztuka jest subiektywna, a jej odbiór to kwestia indywidualnych gustów. Cliché? Być może. I również kwestia do indywidualnego rozważenia.


H. Toulouse-Latrec, Moulin Rouge, 1891
H. Toulouse-Latrec, Au Salon de la rue des Moulins, 1894
A. Mucha, Gismonda, 1894
A. Mucha, Wnętrze sklepu jubilerskiego George'a Fouqueta, 1901


niedziela, 6 lutego 2011

Surrealistyczna realność

Uważali mnie za malarkę surrealistyczną, ale nią nie byłam. Nigdy nie malowałam marzeń sennych, a swój codzienny realizm
(http://www.pbs.org/weta/fridakahlo)

            Jej biografia uważana jest za napisany przez życie prawdziwie hollywoodzki scenariusz filmowy. Marząca o karierze lekarskiej młoda dziewczyna w wieku lat 18 doznaje rozległych obrażeń w wypadku drogowym. Złamany kręgosłup, połamane żebra, przebita na wylot jama brzuszna, ubezwłasnowolniają ją na długie lata. Wie też, że już nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. I choć po latach zachodzi w ciążę, niestety nie udaje się jej donosić. Liczne operacje, lata rehabilitacji sprawiają, że musi porzucić swoje młodzieńcze marzenia. Ojciec, Wilhelm Guillermo Kahlo, pochodzenia niemieckiego, z zawodu artysta fotograf, namawia ją do tego, by zajęła się sztuką. Chciał, by była to dla niej swego rodzaju terapia, która miała jej pomóc w ponownym zdefiniowaniu sensu życia.
            Przykuta do łóżka, za jedyną modelkę mająca samą siebie widoczną w lustrze. Prawie 1/3 jej dorobku artystycznego to autoportrety. Pełne bólu, pasji, wibrujące paletą kolorów, mające oddać stan jej duszy i ciała, nękanego kolejnymi dolegliwościami powypadkowymi. Sztuka naiwna, „folkowa”, będąca odzwierciedleniem jej „inter-kulturowej” tożsamości o europejsko-hiszpańsko-meksykańsko-indiańskich korzeniach.
            Nie tylko wypadek zdefiniował Fridę jako artystkę. Jako „wypadek” malarka określa również swój bardzo niekonwencjonalny związek z o 20 lat starszym od siebie twórcą murali, Diego Rivierą. Ten, cierpiący na, według diagnozy lekarskiej, „niezdolność do monogamii”, był jej „dzieckiem”, kochankiem, całym wszechświatem. Wszystkim. Miłością jej życia, która przyniosła tyleż samo radości, co bólu, żalu i smutku. Zdradzali siebie nawzajem, zawsze jednak do siebie wracali. Ich związek przetrwał separację, rozwód, a nawet powtórny ślub. W życiu Fridy byli jednak także i inni mężczyźni, z którymi przeżywała burzliwe, intensywne, ale krótkie romanse. Najsłynniejszy to chyba ten z rosyjskim pisarzem i komunistą, Lwem Trockim, który przez pewien okres czasu mieszkał w willi Fridy i Diego.
            Dla wielu grup społecznych stanowiła symbol nadziei, mocy, wyzwolenia, walki o siebie samą do ostatniego tchu. Na swój, jeden z nielicznych, oficjalnych wernisaży, przyjechała w ambulansie. Pielęgniarze wnieśli ją na łóżku do galerii. Nie chciała zawieźć swoich gości, którzy przyszli tam specjalnie dla niej.
            Przez całe swoje życia prowadziła dziennik, który dookreślał to, czego nie były w stanie powiedzieć jej obrazy, uważane za wizualizacje przeżyć wewnętrznych – „wystawienie na zewnątrz niewidocznego wnętrza”. Nie ukrywała swoich niedoskonałości, dlatego była również autorytetem dla ówczesnych feministek. Zresztą do dziś na jej temat powstały tomy książek opowiadające „tragiczną baśń opartą na faktach”. Jej życiem inspirują się twórcy filmowi, designerzy mody, producenci gadżetów codziennego użytku. Za życia ignorowana, obecnie Frida osiąga szczyty popularności. Jest idealizowana, czego ona sama nigdy nie chciała. Nie tworzyła idealnej siebie. Jej malarskie wizje nie były surrealistyczne – z płócien Kahlo wydobywał się krzyk kobiety cierpiącej, miesiącami samotnie leżącej w szpitalnym pokoju. Świat usłyszał go za późno. Czy naprawdę nieistotne są powody jej obecnej sławy? Liczy się tylko to, że wspaniała artystka stała się rozpoznawalna w świecie? Masowo drukowana na podkładkach pod mysz komputerową i znaczkach pocztowych. Przekaz jej sztuki zagłusza taśma montażowa. Nie tego pragnęła Frida.

Źródła
 
Poronienie w Detroit, 1943
Złamana kolumna, 1944

Miej nadzieję, pozostań silna, 1946


Trek Thunder Kelly, Samobójstwo Fridy Kahlo, 2004